niedziela, 18 września 2016

Rozdział 5

              Zdekoncentrowana wpatrywała się w pozłacaną klamkę i co chwila przeczesywała włosy palcami. Przecież to nie będzie pierwsza rozmowa z potencjalnymi opiekunami, którzy wymarzyli sobie dziecko, ale nie mają czasu go wychowywać. Bułka z masłem, trochę poudaje niewychowanego gówniarza, który nie respektuje kogokolwiek i będzie miała spokój. I burę od pani Lee, ale to nie było problemem, bo pokrzyczy, pokrzyczy i przestanie. Nikt nie potrafił gniewać się na nią dłużej niż dobę, a Lily to było  bardzo na rękę. Z planem na wybicie z głów tym ludziom adopcji, otworzyła szeroko drzwi z takim rozmachem, że te uderzyły o ścianę, robiąc przy tym niemiłosierny hałas. Lekko skołowana przez nieprzyjemny dźwięk potrząsnęła głową i obrzuciła czujnym spojrzeniem dwójkę ludzi, wyglądających na trzydzieści może trzydzieści pięć lat. Ich wygląd przyprawił rudowłosą o zawrót głowy, bo jeszcze nie spotkała się z tak eleganckimi ludźmi. Mężczyzna miał na sobie długa, ciemnozieloną szatę, tego samego koloru tiarę, a na twarzy nie można się było dopatrzeć nawet cienia uśmiechu. Kobieta, która siedziała obok odziana była w szkarłatną szatę, a jej długie włosy swobodnie kołysały się pod wpływem wiatru. Wszystko wydawałoby się być na właściwym miejscu, ale…
- Dzień  dobry! – czarownica zerwała się z krzesła i energicznie potrząsnęła dłonią Lilyanne. – Nazywam się Alicja Norton , ale to już pewnie wiesz, mój towarzysz to Beezus McKingtom, ale jego pewnie też kojarzysz. Twoja nauczycielka wysłała nam sowę już rok temu, ale nie potrzebowaliśmy kolejnej zawodniczki. Niestety nasza ścigająca złamała rękę, a sezon coraz bliżej, nie możemy zostać bez zawodniczki, sama rozumiesz – oszołomiona rudowłosa tylko pokiwała głową na znak zrozumienia i zgodzenia się z opinią przemawiającej, po czym znów wpadła w zadumę, a pani Norton znów zaczęła wyrzucać z siebie słowa. – Pan Charles Potter użyczy nam boiska i swoich zawodniczek, żebyśmy mogli zobaczyć jak grasz, oczywiście dostaniesz jakąś miotłę, to jak? Pokażesz nam co potrafisz? – w odpowiedzi znów dostała tylko kiwnięcie głową, na co zaśmiała się uroczo. – To biegnij przebrać się w coś wygodnego, poczekamy na dworze! – kiedy była na schodach usłyszała tylko jak wymieniają między sobą uwagi „Ależ ona nieśmiała!” i najchętniej rozbiegłaby się i uderzyła w ścianę. Pierwsze wrażenie zrobiła obłędne, szkoda tylko , że nie pozytywne. Ale to nie pozbawiło ją trzeźwości umysłu, szybko pokonała drogę do swojego pokoju i  kopniakiem zamknęła za sobą drzwi. Z ekscytacji cała drżała, a na jej ustach pojawił się szaleńczy, szczęśliwy uśmiech. To był jej dzień, ona musiała tylko udowodnić, że jest warta ich uwagi i nie spaść z miotły, żeby tylko nie spadła z miotły. Z trzęsącymi się dłońmi podeszła do szafki, w której trzymała ubrania i wszystkie wyrzuciła na łóżko, „gdzie są te przeklęte spodnie?!”. Na szczęście kawałek materiału nie sprawiał już większych problemów, najszybciej jak potrafiła wciągnęła na siebie zwykły T-shirt z zaczarowanym nadrukiem złotego znicza, który pojawiał się i chował wedle własnego uznania, i chwyciła w dłonie wytarte, zielone trampki, które zakładała w drodze do pokoju Leviego.
- Levi na dół, ruchy! – nie wytłumaczyła mu dlaczego, po prostu krzyknęła i zbiegła na dół, z tak szerokim uśmiechem, że trener Charpi mógł policzyć jej pełne uzębienie. Przed budynkiem znalazła się w momencie, w którym blondyn łapał równowagę na schodach. Trójka dorosłych i zrównoważonych czarodziejów patrzyła na nich pobłażliwie, ale nikt się nie odezwał. Goście podali dłoń młodzieńcom i zniknęli z trzaskiem,  ku niezadowoleniu zgrai wielbicieli panny Evans, którzy z grymasem na twarzy wypatrywali jej z okna.

***

                   - Chłopaki, mówię wam, będzie zadyma – Lupin rozejrzał się wokół siebie, a to zadanie było nie lada wyczynem, jeśli znajdujesz się po trybunami, a sam jesteś ściśnięty między nie najmniejszymi dwoma młodymi mężczyznami, którzy trzepali się niemiłosiernie. To kilka słów blondyna wywołało skrajne reakcje. James Potter jak zawsze pewny siebie, uśmiechnął się nico złośliwie i poklepał przezornego kolegę po plecach.
- I dobrze! Trochę rozrywki nikomu nie zaszkodzi – Syriusz nie był aż tak przekonany. Blado się uśmiechnął, ale nie wydawał się zachwycony takim obrotem sprawy. Ostatnimi czasy, gdy okularnik coraz większą przyjemność czerpał z naigrywania się z rodziców, młody Black nie potrafił równie mocno cieszyć się z tych kawałów. Doskonale wiedział dlaczego tak jest, ale nie miał zielonego pojęcia jak powiedzieć najlepszemu przyjacielowi, że państwo Potter są  dla niego bliżsi niż jego rodzice i nie podoba mu się, że właśnie marnujemy szansę Charlesa Pottera na zdobycie zawodniczki, która mogłaby pomóc mu w rozsławieniu jego (NIE)sławnej drużyny.
- Rogal, może powinniśmy oddać staruszkowi list, co? – obydwoje, Remus i Łapa, szturchnęli Pottera, a ten spojrzał na nich rozeźlony.
- Żeby nam głowy pourywał?! Czyście oszaleli? – parsknął śmiechem. – Gdyby się dowiedział, że dziewczyna, którą chcą w Charpiach chciała u niego grać, a nie będzie tego robić przez nas… Łapa, kolejne wakacje spędzilibyśmy w Dziurawym Kotle – powoli zaczęło do niego docierać, że zatajenie listu, nie było najmądrzejszym pomysłem, a co gorsza, zaczął liczyć się z konsekwencjami.
- Wpadliśmy, zmywajmy się stąd – Lunatyk zarządził i podniósł się gwałtownie, uderzając głową w trybuny. Skrzywił się i jęknął, a chcąc złagodzić ból, potarł potylicę dłonią, co przysporzyło mu jeszcze więcej cierpienia. Jego koledzy, spojrzeli na siebie, starając się powstrzymać chichot gęsiego wyszli z ciasnego lokum. James spojrzał z utęsknieniem na cudownie niebieskie niebo i westchnął z rozmarzeniem. Kimkolwiek będzie ta dziewczyna, ma idealne warunki na zapewnienie sobie dobrej przyszłości. Pokręcił głową, jakby chciał z niej wyrzucił swoje marzenia i pociągnął przyjaciół za ramiona. Pora się ulotnić, jeśli nie chcieli zostać oskalpowani. Starając się pokonać tę drogę bezszelestnie, truchtem ruszyli ku wyjściu z boiska. Nie oglądając się za siebie ani nie patrząc uważnie pod nogi, mknęli ku wyjściu, śmiejąc się z powodu kolejnej ucieczki przez kłopotami.
- Och, chłopcy! – rozentuzjazmowany głos zadziałał na tę trójkę jak zaklęcie galaretowatych nóg. James spojrzał na Łapę, Black zerknął na Lupina, a ten uśmiechnął się do kobiety, która ich zatrzymała. Alicja odwzajemniła uśmiech i zawróciła ich, trzymając dłoń na barku  syna Charlesa. W czwórkę wrócili na poprzednie miejscy, choć tym razem Huncwoci usiedli na, a nie pod trybunami. Każdy z nich pobladł na twarzy, ale próbowali utrzymywać rozmowę z przedstawicielką żeńskiego quidditcha najlepiej jak w tamtej chwili potrafili. A kobiecie tej, usta się nie zamykały. W ciągu kilku minut streściła im historię klubu, ale też szczegółowo wyjaśniła jak poznała Charlesa Pottera, a było to w szkole, choć nie podczas ich pierwszej podróży do Hogwartu. Ich znajomość rozpoczęła się na boisku szkolnym, kiedy podczas łapania znicza, w decydującym meczu Puchoni vs Gryfoni (Pani Norton należała do domu Huffelpaffu, a Potter Senior był Grygonem z kwi i kości) Alicja zfałlowała  ojca okularnika, bo ten nie chciał jej nawet szturchnąć. Kobieta zaśmiewała się, że później nawet byli parą, ale zaledwie przez trzy miesiące, co Syriusz skomentował bardzo zdumionym tonem – Naprawdę, dlaczego? – dostarczając jej kolejnych tematów do rozmów, a właściwie monologów. W duchu, James Potter dziękował Merlinowi, że z ich związku nic nie wyszło, bo nie był w stanie wyobrazić sobie Alicji Norton jako jego mamy, której zwierza się ze szkolnych kłopotów. Nie był nawet pewny czy w takiej sytuacji dopuściłaby go do głosu i choć Dorothea często działała mu na nerwy, w tamtej chwili dziękował losowi za taką rodzicielkę.
- A ty, James, jesteś tak podobny do ojca, że zdawało mi się, że przeniosłam się w czasie! A później spojrzałam na moje pomarszczone dłonie – i zaśmiała się z własnego poczucia humoru, co podchwycili  chłopcy, których ten wyborny żart wcale nie rozśmieszył.  – Słyszałam od trenera Armat, że będzie na ciebie polował po twoim ostatnich roku, musisz być dobry, co? – ale czarnowłosy zaciął się po „polowaniu”. Na jego twarzy wykwitł ogromny uśmiech, tak duży, że przezwisko „Rogal” jeszcze bardziej mu pasowało. Zdawał sobie sprawę ze swojego talentu, szczęścia, powodzenia w tej grze, ale kiedy usłyszał od kogoś tak znanego, popularnego i wiarygodnego, że ktoś będzie walczył o niego, jak o najlepszego zawodnika, serce zabiło mu szybciej, o orzechowe oczy rozbłysnęły jak fajerwerki Filibustera.
- Nie chciałbym być niegrzeczny, ale co pani tu robi? – Syriuszowi rzadko kiedy zdarzało się wypowiedzieć podobną kwestię, bo ten młodzieniec sporadycznie martwić się o opinię ludzi wokół. Teraz jednak, nie potrafił zapytać wprost kiedy ta cała Evans pojawi się na boisku, bo wszystkich zżera ciekawość. Na to pytanie pani Norton najwyraźniej tylko czekała, bo bez zbędnych przerw, choćby na złapanie oddechu zaczęła opowiadać o okolicznościach w jakich się znalazła na tym stadionie:
- Nasza ścigająca Marry Lenon, znacie ją, prawda? – cała trójka bezmyślnie kiwnęła głowami, żeby kobieta kontynuowała. – W ostatnim meczu ta wielka, niewychowana Watson ją sfałlowała tak, że biedna ma teraz złamaną rękę, a my nie mamy nikogo na rezerwie. A ta Lily podobno jest zdolna, jej opiekunka wysłała o nas sowę w ubiegłym sezonie, a teraz potrzebujemy jakiejś ścigającej, a ta mała może się nadać, zresztą… Zraz zobaczycie, to chyba ona! – i faktycznie. Cztery pary oczu spojrzały na drobną nastolatkę, która zdawała się kurczyć pod spojrzeniami ludzi. Sama rudowłosa była po prostu zaskoczona, trener drużyny, o której śniła odkąd pamiętała, wcisnął jej w rękę najlepszą miotłę jaka weszła do produkcji i życzył połamania trzonka. Mężczyzna, u którego chciała grać nawet nie poruszył tematu jej listu i prośby w nim zawartej, bo o to dziewczyna troszczyła się najbardziej. Co jeśli Charpie ją przyjmą, a ona sama wystosowała prośbę o przyjęcie do klubu Charlesa Pottera? Przecież nie chciała go urazić, ale jak on to odbierze? Może pomyśli, że Lilyanne tylko się z niego naśmiewała? Na szczęście pan Potter nie wyglądał na złego, a piętnastolatka spokojnie mogła pokazać co potrafi, a  potrafiła wiele. Od początku założyła, że nie będzie się popisywała. Sama uważała, że pokazywanie wymyślnych sztuczek nie pomoże jej w zostaniu prawdziwą ścigającą. Do tego mogły się przyczynić tylko zdobyte punkty, więc to tłuczek miał być w centrum uwagi i nic więcej. Była niespokojna przez tłuczki, nie znała bowiem pałkarek i nie wiedziała czy może być spokojna o swoją głowę, więc odnotowała sobie w głowie, że kątem oka musi obserwować te dwie uciążliwe piłki. Szybko poznała dziewczyny, z którymi miała grać i razem z nimi wykonała nieskomplikowaną rozgrzewkę, a później przystąpiły do gry. Sędziował pan Potter, zapewne przez to, że on był gospodarzem tego boiska i dlatego, że grała jego drużyna.
- Dosiąść mioteł! – siwiejący mężczyzna wspomógł swój głos zaklęciem, żeby wszyscy wyraźnie go słyszeli. – Na mój gwizdek – zwrócił się do ciemnoskórej dziewczyny, która potrząsnęła głową i na wspomniany sygnał wypuściła wszystkie piłki w powietrze.




                     - Rogal! – Syriusz wrzasnął do ucha przyjacielowi, który wpadł w chwilową hibernację, uśpiony przez wyjątkowo nudną przemowę ich towarzyszki. – Potter! – chłopak jednak zdawał się nie odbierać bodźców zewnątrz. – Rogaty, ty kretynie! – nic. Black zazgrzytał zębami, ale zaraz potem uśmiechnął się od ucha do ucha i wrzasnął ile sił w płucach. – Ruda na miotle?! Rogacz, patrz! – i okularnik doznał gwałtownego przebudzenia. Otrzepał się jak pies po kąpieli i rozgorączkowany próbował zlokalizować obiekt obserwacji. Niestety szło mu to opornie, więc dopiero kiedy Remus wskazał mu rozmazaną rudą plamę na niebie, tez zawył z zachwytu. Dzięczyna radziła sobie zaskakująco dobrze, oczywiście jak na dziewczynę. Szybko zgrała się z grupą i z radości po kolejnej bramce wywinęła koziołka, na co wszyscy dorośli wstrzymali oddech. Nieletni natomiast krzyknęli z zachwytu i z chęcią poprosiliby o powtórkę tej akrobacji. Drużyna Lily prowadziła o sześćdziesiąt punktów, a zainteresowani tą zwinną rudowłosą piętnastolatką mieli oczy wielkości spodków.
- Myślicie, że ile ma lat? – okularnik zamrugał szybko oczami, tak, żeby stracić jak najmniej rozgrywki.
- Jest od nas młodsza. O rok. A od ciebie to nawet rok i osiem miesięcy, więc nie licz na nic – Remus oparł się wygodnie i zaśmiewał się do łez z przyjaciela, który uroił sobie, że nauczyciela wróżbiarstwa miała rację i pisana jest mu Rudowłosa miłość. A przez to, ze w ubiegłym roku myślał o tym niemal obsesyjnie, dziewczyna o płomiennych włosach śniła mu się średnio co tydzień, Potter więc był święcie przekonany, że za kila lat będzie dzielił życie z jakimś piegowatym, rudym i zapewne charakternym człowieczkiem. Przez pewien czas te teorie były na tyle uciążliwe, że przyjaciele po prostu wyciągali go siłą z Pokoju Wspólnego i zaciągali do Pokoju Życzeń, w którym spędzał nieraz kilka godzin.
- A ponad to jest już zajęta, więc w ogóle nie ma o czym mówić – nieznany dotąd głos odezwał się za plecami Hncwotów, przysparzając im gęsiej skórki.
- Mogłeś chociaż chrząknąć! – zawył Łapa, który właśnie udawał, że przez ten szok dostał zawału, a przynajmniej tak kiedyś przeczytał w mugolskim piśmie i utrzymywał to przy każdej możliwej okazji, łapiąc się za serce i dysząc jak ekspres Londyn-Hogwart pierwszego września. Ej, a ty skąd wiesz?
- Powiedzmy, że jestem wiarygodnym źródłem – mrugnął do nich zaczepnie i przysiadł na oparciu jednej z ławek. – Wiadomości z pierwszej ręki.
- Ale na pewno? – Rozczochrany czarnowłosy jęknął zrezygnowany i spojrzał prosto w oczy przybyłemu chłopakowi.
- Serio, serio – zapewnił z uśmiechem. – Ale nie martw się, może znajdziesz sobie jeszcze jakiegoś rudzielca – wzruszył ramionami i usiadł na wolnym miejscu, obok Blacka. Dopiero wtedy Huncwoci spostrzegli, że ich nie do końca pożądane towarzystwo ulotniło się, a ich bębenki mogły odpocząć od ciągłego krzyku: Dawaj Lily! I szarpania ich za rękawy, żeby ze spojrzeniem maniaka powiedzieć im „Uwierzycie, że ona jest samoukiem?”.
- A w ogóle to kim ty jesteś? – podczas gdy czarnowłose klony, pozorni bliźniacy wdali się już w głębszą rozmowę z nowo poznanym blondynem, Lupin nie był przekonany co do czwartego chłopka w towarzystwie. Czterech to już tłum! Niestety nie uzyskał odpowiedzi od zapytanego, bo gwiazda tego spotkania z rozbiegu wskoczyła CZWARTEMU w gryupie na barana i krzyknęła wesoło:
- Jestem nową ścigającą Charpii, Levi nareszcie! – przytuliła się do jego pleców, opita swoim szczęściem, śmiała się z osobistego zwycięstwa, a Levi śmiał się razem z nią, ignorując zdziwione spojrzenia Huncwotów. Sielankę przerwał im podenerwowany głos Jamesa, który domagał się oficjalnego przedstawiania się:
- Dobra, w porządku, nie denerwuj się tak! Ja jestem Levi – blondyn o miodowych oczach uśmiechnął się radośnie i podał wszystkim po kolei dłoń, którą James, Syriusz i Remus ochoczo uścisnęli, no.. może oprócz Pottera, który uważnie obserwował Lily. – To jest Lilyanne Evans, szuająca Charpii z Cholychead, pewnie będzie Wam kazała nosić się na rękach czy coś – krzyknął ogarnięty udawanym bólem, który promieniował przez jego całe ramie, od miejsca, gdzie uderzyła piąstka Lily.
- Nieprawda, nie słuchajcie, go – zaprzeczyła ruchem głowy, a na jej twarzy wykwitły dwa różowe rumieńce. – Jestem Lily, a wy?
- Syriusz – chłopak obdarował ją uroczym uśmiechem i spojrzał podejrzliwie na dłoń, która wystawiła ku niemu dziewczyna. Prychnął zabawnie, odtrącił ją i przygarnął Lily do mocnego uścisku. – No co? Trzeba mieć znajomości, przecież mamy do czynienia ze ścigającą Charpii! – zielonooka roześmiała się radośnie, kiedy Łapa obracał ją dookoła jej osi, w swoich ramionach.
- Ramus Lupin – Lunatyk był o wiele mniej wylewny niż jego przyjaciel i ograniczył się do ucisku dłoi, przypieczętowanym nieśmiałym uśmiechem, a Potter… James Potter po prostu zlustrował dziewczynę od góry do dołu, uśmiechnął się tak, jakby Boże narodzenie zostało przeniesione na kolejny dzień i bez wyjawienia swojego imienia porwał ją w ramiona. Zanurzył nos w jej rozpuszczonych, pachnących truskawkami włosach i z błogim uśmiechem ściskał ją i kołysał.
- A to właśnie James Potter, myślę, że to nie jest wasze ostatnie spotkanie – Łapa wyręczył kolegę, któremu najwidoczniej zabrakło języka w gębie i powoli zaczął go odsuwać od nowego zauroczenia. – No już, Rogaty, puść koleżankę, bo uzna cię za psychopatę, jak się postarasz to ją jeszcze kiedyś poprzytulasz, no Rogal, opanuj się, człowieku! – a Lily się śmiała radośnie, rozbawiona zachowaniem nowo poznanych chłopaków, Łapa załamywał ręce nad odmóżdżonym Jamesem, Lupin jednak odkleił okularnika od dziewczyny, a Levi patrzył na to z rzednącą miną.
- Huncwoci! – krzyknął Black i ukłonił się teatralnie. – Najbardziej legendarna trójca Hogwartu! – wszyscy troje pomachali im i zniknęli za bramą boiska, a Lilyanne obróciła się twarzą do przyjaciela i pisnęła uradowana.
- Hogwart, Levi od początku roku idę do szkoły! – i skakała, cieszyła się, była pełna entuzjazmu. A Levi nadymał się, nabierał koloru, patrzył z żądzą mordu na przejście, za którym zniknęła nowo poznana trójka. 



A teraz pozwolicie, że jednak pójdę się uczyć.
No i mam trochę szósteczki, ale nie wiem czy byliście grzeczni... Byliście? 


9 komentarzy:

  1. Merlinie kochany! Czy ja tu widzę "brak komentarzy!?"
    Trzeba to zmienić!
    Kochana, rozdział jest tak cudny, kochany i wgl, że AAAA <3 Uwielbiam Lily w Twoim wydaniu, a Levi to już w ogóle skradł moje serducho <3 i tak shippuję Lilkę z Rogaczem, ale CIIII.
    Uwielbiam Twoje opowiadanie <3
    Dlatego no...tego...hm...JA TU WCHODZĘ JUTRO I CHCĘ WIDZIEĆ PIĘKNY ROZDZIAŁ 6!
    Lestrange

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Natalko, Natalio, Nataluś
    Ja tu czekam nadal, zła kobieto!!!
    Jakiś znak życia, czy coś?
    L.

    OdpowiedzUsuń
  4. Halo, halo! Jest tu ktoś?

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej :D
    Dotarłam tutaj i czekam niecierpliwie na rozdział! Gdzie jesteś? ; ( :(

    OdpowiedzUsuń
  6. N.A.T.A.L.I.O
    Ja u czekam z niecierpliwością.
    I przysięgam, że jak nie dasz jakiegokolwiek znaku życia to Cię znajdę i sprzedam porządnego upiorgacka :')
    L.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znalazłam dane do Tamtego konta, właśnie tam czekam na Twojego upiorgacka!
      A gdzie byłam...? Powiedzmy, że sama nie do końca wiem

      Usuń
    2. No wreszcie jakaś odpowiedź! Jeśli mogę spytać... kiedy zamierzasz dodać rozdział? ;p

      Usuń

Aveline Gross (Land Of Grafic)