niedziela, 18 września 2016

Prolog

- A quidditch? Profesorze Dumbeldore, niech pan opowie o szkolnych drużynach, proszę! – jedenastoletnia rudowłosa i wyjątkowo drobna dziewczynka siedziała na małym łóżku, a jej zielone oczy wpatrywały się nieustannie z siwobrodego dyrektora najbardziej znanej i cenionej szkoły magii i czarodziejstwa na świecie. Jej krótkie nóżki wesoło przecinały powietrze, nie mogąc znaleźć oparcia na podłodze, do której jeszcze nie dosięgały. Na bladych policzkach pojawiły się dwa urocze rumieńce, a w oczach tańczyły iskierki.
- Ja Ci opowiem o szkolnym quidditchu, a Ty wymienisz mi trzy rośliny lecznicze z ich zastosowaniem, dobrze? – stary czarodziej uśmiechnął się życzliwie i poprawił na nosie okulary, które nieustannie zsuwały się na czubek lekko zakrzywionego nosa. Jego uśmiech powiększył się nieznacznie, kiedy mała czarownica z prędkością światła, choć wyjątkowo wyraźnie zaczęła wyrzucać z siebie masę słów:
- Ostatnio uczyłam się o Mandragorach! Strasznie krzyczą, gdy wyciąga się je z ziemi, dlatego trzeba sobie zatkać uszy, bo ich krzyk może nawet zabić! Ale kiedy są już duże to kroi się ja na malutkie kawałeczki i można uwarzyć eliksir, który ożywia… no, wiedziałam – jęknęła niezadowolona i przygryzła czubek języka, przeszukując umysł – zamienionych w kamień, ale oni jakoś specjalnie się nazywali! – rudowłosa przygarbiła się nieznacznie niezadowolona z małej porażki, ale porzuciła ten wątek, żeby kontynuować. – Mała Mandragora przypomina małe  dziecko, ma usta i oczy, a nawet nos! I liście to jej włosy, a Pani Lea mówiła, że w Świętym Mungu leczy się nimi osoby, które trafiły silne uroki – zawsze kiedy opowiadała o zielarstwie była jak mała tykająca bomba. Miała w sobie tyle energii, że sam Dumbeldore był zaskoczony, a przecież na co dzień miał kontakt Huncwotami. Para małych oczu wbiła się w mężczyznę, a ten skinął głową, potwierdzając słowa dziewczynki, a tym samym prosząc opis kolejnej z roślin. Jedenastolatka nie potrzebowała większej zachęty i szybo wybrała kolejną roślinę wartą uwagi:
- W Abisynii jest staaasznie zimno, ale rosną tam figi abisyńskie, to dziwne, prawda? Myślałam, ze figi wolą ciepły klimat – wtrąciła, ale szybko wróciła na właściwy tor myślenia. – Mogą przeżyć w zimowych warunkach  dzięki korzeniom, które są bardzo agresywne, dlatego żeby zdobyć liście trzeba bardzo uważać. To właśnie liście mają zastosowanie lecznicze, ale też owoce. Zbiera się w nich taka fioletowa, gęsta woda, która jest w przepisie eliksiru, który powoduje kurczenie się ludzi i zwierząt . O! I można ten dziwny sok kupić u Aptekarza na Pokątnej za 3 galeony – dziewczynka zrobiła dłuższą przerwę na wzięcie kilku oddechów, a w międzyczasie myślała o jakiej roślinie jeszcze ma opowiedzieć. Wyjątkowo zależało jej na czasie, bo możliwość wypytania kogoś takiego jak Dumbeldore o życie szkoły zdarzało się wyjątkowo rzadko, bo tylko raz do roku. Co prawda miała możliwość spędzenia z nim aż dwóch godzin, ale czym jest sto dwadzieścia minut dla tak dociekliwego dziecka? Podczas, gdy sierota gorączkowo rozglądała się po pokoju w poszukiwaniu inspiracji, profesor dyskretnie zlustrował jej postać. Był pewien, że te rude włosy to nie przypadek, a jej ognisty charakter zawojuje nie jedno serce. Zielone oczy były niewiarygodnie pogodne, a w ich głębi można było dostrzec mądrość, której czasem brakowało niejednemu dorosłemu czarodziejowi. Jej głowa wydawała się być pełna pomysłów, a serce miała czyste, pełne wiary i pełne marzeń. Dyrektor wiedział, że ma przed sobą wyjątkową postać i choć nie potrafił stwierdzić czym to dziecko go tak zainteresowało, wiedział że zrobi wszystko, aby kiedyś znalazła się w murach jego szkoły.
- Waleriana to roślina o magicznych właściwościach. Czarodzieje wykorzystują jej korzenie do tworzenia Eliksiru Żywej Śmierci, który podobno jest bardzo trudny do uwarzenia, ma naprawdę dziwny przepis. A jej gałązki pomagają w produkcji Eliksiru zapomnienia i Słodkiego Snu, to opowie Pan o tym quiddichu? Proszę! – uśmiechnęła się  od ucha do ucha i wygodniej usiadła na łóżku. Delikatnie przekrzywiła głowę, co było jej nawykiem podczas wsłuchiwania się w czyjeś słowa i przetarła zaspane oczy. Co wieczór siadała przy biurku i czytała podarowane przez Panią Lee książki do możliwie najpóźniejszych godzin, czego konsekwencje odczuwała właśnie podczas tego spotkania. Kiedy Dumbledore już otwierał usta, aby wywiązać się z umowy, dziewczynka skoczyła na równe nogi i w akcie swojego własnego zwycięstwa wykrzyknęła:
- Spetryfikowani! – błyszczącymi oczami spojrzała na starca. – Zamienionych w kamień nazywa się spetryfikowanymi. – To właśnie była Lily Evans, a jej losów ciekaw był nawet Albus Brian Wulfric Persival Dumbledore.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Aveline Gross (Land Of Grafic)